Mama – jeszcze kobieta czy już robot?

Chciałabym dziś poruszyć pewien temat, który nie dawał mi spokoju już po porodzie pierwszego dziecka. Jednak aby do niego dojść, opowiem w skrócie o ostatniej chorobie córki. Mała zachorowała na zapalenie oskrzeli. Czytałam, że u dzieci z tracheotomią kaszel jest straszny, wymaga odsysania dosłownie co dwie minuty, ale nigdy nie myślałam, że to zupełnie nieprzesadzona prawda. Podczas, gdy w nocy młoda smacznie spała i kaszlnęła od czasu do czasu, musiałam wstawać co 2-5 minut, aby odessać jej wydzielinę z rurki, bo charczenie od razu dawało o sobie znać. Często nie zdążyłam dojść do łóżka, a już musiałam do niej wracać. Nie opłacało się nawet próbować zasypiać. W ciągu dnia ciężko było zająć się czymś innym, bo ledwo rozpoczęta czynność musiała zostać wielokrotnie przerywana. Było ciężko. I jej i nam. Jednak, jak już wspomniałam, chciałabym w tym wpisie zwrócić uwagę na coś innego. Kilka osób pytało mnie, jak córka się czuje i oczywiście reakcje na moje odpowiedzi dotyczące jej zdrowia, a potem nocy i nie tylko, były różne. Najczęstsze to „jaka ona biedna, najważniejsze, żeby wyzdrowiała. Najważniejsze, że ona się wyspała” powtarzane w kółko. Oczywiście, że to jest najważniejsze. Ale czy tylko to się liczy? Czy matki nie mają swoich potrzeb ani uczuć? Czy nagle stałyśmy się maszynami, które nie potrzebują żadnego wsparcia, bo przecież to dziecko jest na pierwszym miejscu? Jakbyśmy wraz z porodem utraciły swoją osobowość i prawo do myślenia o chwili relaksu dla siebie? Jeżeli niektórym matkom tak pasuje, to super, ich wybór, znam osobiście takie, które poza swoimi dziećmi nie widzą świata i nie posiadają żadnych innych pasji czy hobby. Nie potrafią z ludźmi rozmawiać o czymś innym niż dzieci. Nie potrafią skupić się na czymś innym, bo ciągle są zajęte „jojczeniem” do pociech.

Jakaś część z nas, myślę, że większość, czuje lekkie ukłucie, kiedy ktoś ciągle powtarza o dzieciach, mimo, że nam również jest bardzo ciężko i często wiele poświęcamy. Przecież nie dość, że po porodzie samoocena matek jest zazwyczaj zaniżona, to jeszcze takie osoby w naszym otoczeniu upewniają nas w przekonaniu, że istniejemy tylko i wyłącznie dla dzieci, że – gdy pomyślimy o sobie i o tym, że jest nam trudno – czujemy, jakbyśmy popełniały wielki grzech, bo po prostu nie mamy do tego prawa. Nie mamy prawa do własnej wygody, do odpoczynku, do czasu dla siebie. Nie mamy prawa do jakiegokolwiek współczucia. Oczywiście, że dziecko i jego samopoczucie jest na pierwszym miejscu, przecież to żywa, bezbronna istota, zdana na naszą łaskę. Nie kwestionuję tego. Jednak my, jako rodzice, nie możemy o sobie zapominać, a tym bardziej brać do siebie takich słów. Stałyśmy się matkami, ale nadal jesteśmy kobietami, które potrzebują wsparcia, czułości, czasu spędzonego bez dzieci. To całkowicie normalne i zdrowe dla obu stron. A tego wsparcia mamy najmniej. Głupie zdanie „domyślam się, że jest Ci ciężko” zamiast powtarzania w kółko, jakie dziecko jest biedne i najważniejsze, żeby było zdrowe, żeby ONO się wyspało (podczas, gdy nie śpisz już piąta noc z rzędu i jesteś wrakiem człowieka) i żeby ONO zjadło (podczas, gdy przez cały dzień zdołałaś zjeść tylko kromkę z plastrem sera), daje mamie poczucie, że to, co robi, też jest dla kogoś ważne. Że ktoś to docenia. Że jej uczucia też się liczą. Że ktoś zauważa jej tytaniczną pracę. Tak wiele, a tak niewiele. Już nie wspominając o tym, że gdy popełnimy błąd i mamy wyrzuty sumienia, ktoś zarzuca nam, jakie jesteśmy złe. Przecież po czymś takim MY TEŻ POTRZEBUJEMY WSPARCIA! Zwłaszcza, gdy nie umiemy sobie z tym poradzić i rozpamiętujemy. Nikt nie urodził się święty i z wiedzą, jak postępować z dzieckiem. Uczymy się tego. Jak KAŻDA MATKA. Szkoda, że niektóre z nas po jakimś czasie zapominają, że też miały małe dzieci.

Po pierwszym dziecku, ciężkim porodzie, wyprowadzce do domu teściowej i znalezieniu się w nowej sytuacji, słowa (dobrze, że on zjadł, dobrze, że on się wyspał itp.) powodowały, że czułam się jeszcze bardziej przytłoczona, upokorzona, wywoływały one u mnie stany depresyjne. Zastanawiałam się, jak można tak chwalić macierzyństwo i się nim cieszyć, skoro przecież nagle moje podstawowe potrzeby przestały się całkowicie liczyć? Nie mówię o ich zaspokajaniu, bo podczas pierwszych tygodni życia dziecka jest o nie trudno. Mówię o ich zauważeniu. Myślałam, że jednak macierzyństwo nie jest dla mnie. Gówno prawda. To toksyczne osoby wokół nas sprawiają, że tak je odbieramy. Teraz, gdy mam większe doświadczenie i jestem bardziej pewna siebie po tych wszystkich przejściach, wiem, że gdy znowu usłyszę tę słowa, nie uwierzę w nie. Bo gdy uwierzę, znowu będę się czuć tylko mamą. A jestem również kobietą, która ma swoje potrzeby i swoje pasje, którym chce się oddawać, choć teraz ma na to mało czasu. Teraz wiem, że macierzyństwo rzeczywiście jest wspaniałe. Dzieci i ich dobro są dla mnie najważniejsze na świecie. Jednak moje potrzeby też się liczą i jeśli ktoś ma z tym problem, niech idzie niszczyć osobowość komuś, komu to odpowiada.

20 myśli w temacie “Mama – jeszcze kobieta czy już robot?”

  1. 100% racji! Od jakiegoś czasu staram się czytywać i obserwować raczej te właśnie osoby, które głośno mówią, że no hej, przecież matki też są ważne, że też się liczą i mają prawo być zauważone, zaopiekowane, szczęśliwe. W wielkim skrócie. Bo o tym trzeba pamiętać, że szczęśliwa mama, to szczęśliwe dziecko. Też w skrócie 😉

    Ja Cię zawsze będę podziwiać. Ja jojczę i marudzę przy mojej dwójce zdrowych dzieci, mogę sobie tylko mgliście wyobrażać, jakie to trudne, wymagające, wyniszczające fizycznie, psychicznie i emocjonalnie jest opiekowanie się ciężko chorym dzieckiem. A Ty dajesz radę.
    Strasznie Ci jednak współczuję, że nie masz za bardzo kogoś, kto mógłby Cię jakoś odciążyć, kto zająłby się córeczką kilka godzin, żebyś mogła w spokoju zjeść gorący posiłek, wziąć porządną odprężającą kąpiel i porządnie się wyspać. Kurczę, a mąż nie ma możliwości wziąć choć krótkiego urlopu, by ją na trochę przejąć? Wiem, że jest ciężko, pandemia i chora sytuacja w ogóle, ale kochana, jeszcze trochę i się zajedziesz! 🙁

    Przytulam Cię mocno!

    Polubione przez 1 osoba

    1. A ja Cię zawsze będę podziwiać za te rozpisane komentarze 😀 umiesz czytać, rozumiesz, wspierasz ❤️
      Wiesz, w sumie nie jest tak źle, mała oprócz rurki jest całkiem zdrową dziewczynką, może jedynie trochę słabszą. Ja od dziecka mam pod górkę, więc może dlatego tak się nie użalam, nie wiem.. Ale zauważyłam, że gdy jest za dobrze, dopatruję się drugiego dna lub czekam, aż wydarzy się coś złego. I o ile ta dziwna przypadłość pomogła mi w tym, co się działo i w sumie dzieje, to o tyle sprawia, że ciężko mi po prostu cieszyć się z tego, co mam. Za dużo analizuję.
      A poza tym wiem też, że niektóre matki mają dużo gorzej.. W szpitalach trochę się napatrzyłam. To taka lekcja pokory.
      Urlop nie bardzo wchodzi w grę, zostawiamy to na wypadek, gdyby trzeba było jechać do szpitala, i tak cudem uniknęliśmy go przy ostatnim zapaleniu oskrzeli.
      Dzisiaj niestety dowiedzieliśmy się, że na endoskopię i ewentualne schodzenie z rurki przesunęli nas aż na czerwiec.. O pół roku. Pół roku dłużej nie będę jej słyszeć. Widzę, jak się śmieje i tego nie słyszę. To jest dla mnie gorsze od tego, że ciągle muszę z nią siedzieć, uwierz. Straszne to, co się teraz dzieje w służbie zdrowia.

      Polubione przez 1 osoba

      1. Jesteś bardzo dzielna ❤️
        Wiem, to co teraz jest w służbie zdrowia jest straszne. A przy całej tej sytuacji z Covidem wychodzą wszystkie zaniedbania służby zdrowia nawarstwione z tak wielu lat, to niedofinansowanie, braki kadrowe itd :/

        Przykro mi, że Was przesunęli o taki szmat czasu. Szczególnie dla takiego małego dziecka to jak wieczność (o, widzisz, teraz i ja skupiłam się na dziecku, a nie na Tobie ;)) Mnie zawsze tracheotomia przerażała jako zabieg, i jako idea rurki w szyi, choć tak, wiem, że jest tyle gorszych rzeczy, przypadłości i kiedy człowiek to sobie uświadomi, to po cichu oddycha z ulgą, bo mogło być gorzej.
        Nieodmiennie trzymam za Was wszystkich kciuki, za zdrowie i powrót do „beztroskiej normalności”.

        (PS. A piszę tyle, bo zazwyczaj czytam blogi i komentuję karmiąc małego, to mam czas, no bo co tu jeszcze można robić… ;))

        Polubienie

      2. Wcale nie chodzi o to, żeby skupiać się na mamie, tylko żeby docenić jej pracę, a Tobie to idzie wyśmienicie 🙂 to dziecko jest tutaj najbardziej poszkodowane i to niestety smutna prawda. Mam tylko nadzieję, że to nie wpłynie aż tak bardzo na rozwój jej mowy i po wszystkim damy radę, wspólnie z logopedą nadrobić wszystkie zaległości.
        Mnie też tracheotomia przerażała, zwłaszcza, że widziałam ją kiedyś u mojej 13-letniej kuzynki, która dostała zapalenia mózgu po ukąszeniu przez kleszcza. Nawet nie wiedziałam wtedy, z czym to się wiąże, z iloma dodatkowymi obowiązkami. Myślałam, że jedynie oddycha przez rurkę i tyle, że to tylko tak strasznie wygląda.
        PS. Jeszcze raz dziękuje za polecenie profilu mataji, trochę zluzowalam majty przy niej 😀 ona jest mistrzem w nieprzejmowaniu się opiniami innych.
        PS 2. Ty też jesteś dzielną mamą! 🙂

        Polubione przez 1 osoba

      3. Ooo, cieszę się, że zapoznałaś się z Matają 👍🏻 Ona powinna normalnie jakąś „matczyną” wersję pokojowej nagrody nobla dostać 😉

        Mam nadzieję, że uda się ze spokojem nadrobić u Waszej córki wszelkie zaległości w nauce mówienia – u małych dzieci chyba całkiem szybko można nadrobić takie straty (?). Życzę Wam w każdym bądź razie dobrych i oddanych sprawie specjalistów. Wierzę, że będzie ok 👍🏻

        Dzięki Ci ❤️
        I trzymaj się! 😘

        Polubione przez 1 osoba

  2. Bardzo dobrze napisane! Mamy właśnie mini szpital w domu wiec fajnie jest poczytać, ze nie jest się z tym samemu! Również z moim 3,5 latkiem ćwiczymy mowę bo u niego nikt nie zauważył za krótkiego wędzidełka…

    Polubione przez 1 osoba

  3. Bardzo dobre przemyślenia. Ja praktycznie przez pierwsze cztery lata życia młodego była tylko dla niego. Moje życie było podporządkowane opiece nad nim i zajmowaniu się domem. Tak naprawdę całkiem zapomniałam o sobie i swoich potrzebach. A jedyne co robiłam dla siebie to raz na miesiąc farbowałam włosy( przez moją mamę gdy akurat była u nas). Za to w podzięce za ugotowany obiad, posprzątany dom i zajęcie się dzieckiem usłyszałam, że nic w domu nie robię. Zabolało do tego stopnia, że powiedziałam dość. Dziś jak mam ochotę to usiądę z ciepłą kawą, zrobię sobie dzień wolny i „wyjdę” na miasto gdy młody jest w szkole czy po prostu zamiast wywiesić wieczorem prania odłożę to na jutro i poczytam książkę. Kobieta, mama to nie robot, I czym nasze społeczeństwo to dostrzeże tym łatwiej będzie takiej mamie zmierzyć się z codziennością.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Niestety wydaje mi się, że społeczeństwu bardzo daleko do tego, żeby to dostrzec.. Cieszę się, że w końcu to dostrzegłaś i zaczęłaś myśleć o sobie, niemniej jednak przykrości również musiałaś znosić. To tylko świadczy o tym, jak silne jesteśmy, zwłaszcza psychicznie 😘

      Polubione przez 1 osoba

  4. Cóż na wszystko w życiu przychodzi czas. Nie mamy innego wyjścia, jak czasem zacisnąć zęby i dać radę. Ja 33 lata temu wprowadziłam się do męża, do nowego miasta. Nie znałam tu nikogo. Urodziłam synka i pochłonął mnie całkowicie, ale ja byłam szczęśliwa, bo rzeczywiście dziecko stało się moim światem. Nie pracowałam przez 3 lata i zaraz po tych latach urodziła się Konstancja. Weszłam od razu w kolejny 3 letni macierzyński. Chora dziewczynka z bolącymi wszystkimi kosteczkami. Odziedziczyła ciężką chorobę po ojcu. Na to nie ma lekarstwa a ból towarzyszy już całe życie. W dzisiejszych czasach jest lepiej, bo medycyna pomaga. Wiedziałam, że będą ją czekały operacje, wymiana bioder (już przeszła) i barków, to jest przed nią. Nie myślałam o swoich pasjach, potrzebach, kobiecości.. . Nawet gdyby ktoś zachęcał mnie wówczas, abym poświęcała też czas sobie, nie przyszłoby mi to do głowy. Ona i jej ból były dla mnie najważniejsze. A co było ważne dla innych nie umiałam się skupić na tym. I tu wiem, że całkowicie przestałam być kobietą, bo nie w głowie mi były amory, moje wyspanie i potrzeby seksualne męża też. Do pierwszego roku jej życia zakładałam Konstancji na całe noce szyny, poduszkę Freiki z bardzo sztywnego filcu połączonego z rzemieniem, a ona rozkraczona jak żabka darła się nocami. Wiedziałam, że musimy obie to znieść, bo to jedyny ratunek nie na całkowite zdrowie, ale na to aby nie była zniekształcona i upośledzona ruchowo w bardzo dużym stopniu. Raz jeden pomyślałam, że rozumiem dlaczego hitlerowcy katowali ludzi nie dając im zasnąć. Chyba nawet w PRL-u to stosowano. Później urodziła się Julia i weszłam w kolejny macierzyński. W sumie 8 lat, ale nigdy nie pożałowałam. To jedyny czas prawdziwego bycia razem i obopólnego dobra. Jak dzieci podrastają mniej Ciebie potrzebują i wtedy zaczynasz fikać. Robić coś dla siebie. Kolejne studia, fitnesy, wypady za miasto, a dzieci do babuni.. . Po 33 latach odkąd stałam się mamą stwierdzam szczerze i uczciwie to były najbardziej wartościowe lata, najszczęśliwsze, naj.. i naj. Te 8 lat. Za nie dziękuję Bogu i losowi. Wszystkiego dobrego Paulinko. Oby Twoja Maja wyrosła na zdrową dziewczynkę. Konstancja cierpi do dziś. Teraz czekają operacja cieśni nadgarstków, a za kilka lat pierwszy bark. Jej tata ma już wymienione oba biodra i oba barki, ale to nie likwiduje całego bólu. Dobrze że ta choroba nie skraca im życia. Przepraszam rozpisałam się. Jestem z Tobą i Twoim maluszkiem.

    Polubienie

    1. Też dużo przeszłaś Basiu. Podziwiam Cię i Twoją córkę. Oczywiście, że to są najszczęśliwsze lata i my to wiemy.. Ale dla naszego zdrowia psychicznego potrzebujemy chociaż dobrego słowa 🙂 dziękuję Ci kochana. Życzę dużo zdrówka dla Ciebie i dla Konstancji. Czemu to życie jest takie niesprawiedliwe..?

      Polubienie

      1. A wiesz że Konstancja nigdy nie skarży się dlaczego to ją spotkało. Mówi że są ludzie którzy mają gorzej. Nigdy nie utyskuje że boli, nie rozczula się nad sobą. Ale już przed operacją było tak źle że same łzy jej ciekły. Teraz jak patrzę na mamy z dziećmi myślę sobie. Och jakie one zapewne zmęczone, niewyspane.. . Ale to minie. Jak wszystko. Zdrowia i spokoju życzę Wam Paulinko

        Polubione przez 1 osoba

      2. Twarda z niej sztuka. Oczywiście, że minie, ja sama wiem, że kiedyś będę tęsknić do tych czasów. Zwłaszcza, gdy zacznie się pyskowanie 🙂 dziękuję i wzajemnie Basiu

        Polubienie

  5. No nie wiem, takim Robocopem to bym chciała być, albo lepiej Terminatorem, w szczególności odstrzelanie starszych wyfiokowanych, co to im się wydaje – metodą Terminatora właśnie jest nieodmiennie kuszące.
    Głęboki ukłon za walkę z przeciwnościami, jesteś wielka.
    […ale może nacisk na przejmowanie się dziećmi jest reakcją paniczną na straszne opowieści o tym, jak to 3latkę matka własna zimnym prysznicem – może to ciśnienie wynika tylko ze strachu? Żeby czegoś nie przeoczyć? Bo zwykle młode matki same sobie to wkręcają, nie potrzebują pomocy… ale to tak obok tematu, bo to leczenie dżumy cholerą]

    Polubione przez 1 osoba

    1. Pewnie ze strachu. Jednak można martwić się o dziecko i czasami docenić pracę matki, chociaż jednym zdaniem. A to, o czym mówisz, to rzeczywiście osobny temat, kiedy wszelka pomoc jest po prostu źle odbierana. 🙂

      Polubienie

  6. Rok temu przyszedł na świat długo oczekiwany potomek. Ciąża była bardzo skąplikowana. Ciągłe leżenie. Bieganie po lekarzach. Wszystko z prywatnej kieszeni bo jak na nfz to do kolejki i za kilka miesięcy. Poród na początku tej całej pandemii. Potem wizyta u rodziny bo w mieście mało miejsca. Pierwsze poważne problemy z teściami. Decyzja o zakupie nowego lokum.

    Wolałbym wziąć udział w konflikcie zbrojnym niż przechodzić przez tamto piekło jeszcze raz.

    Polubienie

    1. Pierwsze dziecko w dobie pandemii, na dodatek konflikt z teściami na pewno nie były łatwym przeżyciem. Po porodzie pierwszego dziecka również mieszkałam z teściowa, po porodzie drugiego (wcześniaka z 6 miesiąca) trwała pandemia i przez ostatni miesiąc jej pobytu w szpitalu zabroniono odwiedzin i przekazywania mleka. Dostali również zakaz robienia zdjęć dzieciom dla rodziców. A to tylko skrawek tego, przez co musieliśmy przejść.. Nic nie jest łatwe odkąd pojawia się dziecko. Ale warto.

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz