Antoine de Saint-Exupéry „Mały Książę” – recenzja.

Są takie książki, do których trzeba dojrzeć i wrócić po latach, by w końcu w pełni rozumieć ich sens. Do jednej z nich zaliczam „Małego Księcia”. Jest to opowieść o poszukiwaniu tego, co w życiu najważniejsze oraz poświęcaniu zbyt wiele czasu na to, co mało istotne. Książka jest napisana w pierwszej osobie, w związku z czym dokładnie poznajemy uczucia, jakie wywołuje w narratorze Mały Książę oraz rodzącą się między nimi szczególną więź. Historia tytułowego chłopca zadziwia, uczy i uświadamia nam, że wiele wartościowych rzeczy możemy nauczyć się od dzieci. Mały Książę odwiedza kilka planet, wdaje się w krótkie rozmowy i z biegiem czasu zaczyna doceniać to, co wcześniej go irytowało. Nieoczywiste postacie zatracone w swoich przygnębiających światach otwierają oczy nie tylko chłopcu, lecz również czytelnikowi. Prawie każdy rozdział zawiera naukę, którą zrozumieć może chyba jedynie dorosły, ponieważ mało w nich dosłowności. Książka jest pełna metafor, pięknych, ponadczasowych cytatów i przesłań, z których skorzystać powinien każdy czytający. Jest krótka, ma bogatą treść, lecz na uwagę zasługuje fakt, że nie zawiera zbędnych opisów – autor dokładnie wiedział, co chce dzięki niej przekazać i po prostu to zrobił. Nie przepadam za tym gatunkiem literatury, lecz uważam, że warto poświęcić chwilę, by przeczytać tę lekturę. Daje nam szansę na to, by zatrzymać się w tym pędzie, zrozumieć jej przekaz i przemyśleć, czy to, na czym skupiamy najwięcej uwagi w życiu, jest tego warte.

27 myśli w temacie “Antoine de Saint-Exupéry „Mały Książę” – recenzja.”

  1. Trzy książki w moim życiu wywarły na mnie niezatarte wrażenia. To: „Opowiadania” E. Zoli (sceny erotyczne), „Pan Wołodyjowski” (wbijanie Azji na pal), i „Mały książę” (opowiadanie o róży). Wszystkie te opisy – jako niedojrzały 8-9 letni czytelnik – przeżyłem niezwykle dramatycznie. A po scenie finałowej z różą (ale także z Azją Tuhaj Bejem) nawet się rozchorowałem na kilka dni. Po tym fakcie rodzice zaczęli kontrolować moje „lektury”. Do książek tych wracałem po latach, potwierdzając fakt innego odbioru zależnego od wieku. Już w późniejszym wieku zacząłem się łapać na tym, że różę „Małego księcia” porównywałem do moich partnerek życiowych …

    Polubione przez 1 osoba

      1. Nie. Po prostu byłem źle ukształtowanym dzieckiem. Jako kilkuletni dzieciak powinienem bawić się zabawkami, czasem stawiać kloca w portki 😉 , robić babki z piasku, i jak Kaczyńscy nap…lać się szpadelkami w piaskownicy. I ja to robiłem, ale także czytałem, bo mając chorego ojca w łóżku nauczyłem się czytać i pisać już w wieku 4-5 lat.

        Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz