Perspektywa bycia rodzicem przeraża mnie z jednego prostego powodu – ogromu odpowiedzialności, zwłaszcza dotyczącej tego, na jakich ludzi zdołam ukształtować moje dzieci. Owszem, nasze pociechy rodzą się z określonym temperamentem, pewne cechy są niezależne od nas, jednak mamy spory wpływ na ich rozwój emocjonalny, na przejęcie pewnych nawyków, na radzenie sobie z problemami, itp. To są trudne tematy, a ten wpis powstał nie tylko z moich obserwacji.
Na pewno niejeden z nas zdaje sobie sprawę z tego, jak nasze dzieciństwo wpłynęło na nas jako człowieka, jakie cechy przejęliśmy po naszych rodzicach, jak pewne sytuacje i reakcje naszych opiekunów wpłynęły na nas i nasze relacje międzyludzkie. I pewnie niejeden z nas zdaje sobie sprawę z tego, lub przynajmniej się zastanawiał, skąd konkretnie wzięły się określone cechy, których chcielibyśmy się pozbyć w dorosłym życiu, a które ciężko nam zwalczyć. Może to być mniej ważna cecha jak np. podjadanie w stresie, bo mama kiedyś karmiła nas czymś słodkim, gdy byliśmy smutni (mogąca mieć jednak poważniejsze skutki), lecz może być to coś, co uczyni nasze życie jeszcze trudniejszym, np. brak umiejętności otworzenia się na drugiego człowieka, rozmawiania o swoich problemach, duszenie w sobie emocji, szybkie unoszenie się gniewem, złe traktowanie innych – które może, lecz nie musi wynikać z naszych chęci.
Myślę, że niektórzy z nas, chcąc nie chcąc, powielają błędy swoich rodziców, ale mam nadzieję, że większość uczy się na nich. Dzieci są bardzo uważnymi obserwatorami; nasze zachowanie w stresie i nie tylko, to, jak traktujemy je same oraz osoby będące w naszym otoczeniu jest przez nich odbierane, przyjmowane i zatrzymywane w głowie. Czasem wystarczy się nie powstrzymać, unieść się niekontrolowaną złością (do której przecież wszyscy mamy prawo, bo nie jesteśmy robotami), aby dziecko spoglądało na nas z ogromnym strachem w oczach przez kilka następnych lat, gdy przez przypadek upuści coś na podłogę. Wiele niepotrzebnego stresu można by uniknąć, gdyby zmienić taktykę po takiej przykładowej sytuacji – wytłumaczyć, dlaczego tak się zachowaliśmy, nazwać te emocje, przyznać się do tego, że dorośli też nie zawsze radzą sobie ze złością. Być w tym razem. Dzieci często wystawiają naszą cierpliwość na próbę, lecz od nas zależy, jak się wówczas zachowamy i czy postaramy się nauczyć je wychodzenia z tych ciężkich prób zwycięsko. Och, ile ja bym uniknęła stresu w dzieciństwie, gdyby u mnie w domu było to praktykowane..
Całkowita świadomość cech naszego charakteru i nawyków, które przejęliśmy pewnie wielu z nas wprawiłaby w osłupienie. Ja dopiero niedawno zdałam sobie sprawę z wielu z nich. Nie są to dobre cechy, odbijają się echem w całym moim dorosłym życiu i utrudniają mi osiągnąć pełnię szczęścia w relacjach z innymi. Co prawda z roku na rok jest coraz lepiej, jednakże wymaga to sporo pracy nad sobą, często mam wrażenie, że ponad siły, a przecież można było tego uniknąć.. Po co fundować to kolejnemu pokoleniu?
Macierzyństwo na pewno paradoksalnie nauczyło mnie cierpliwości, spokoju i dawania dzieciom tego, czego mi samej w dzieciństwie brakowało. Nauczyło mnie, że przykładowe rozbicie kubka nie jest najważniejsze na świecie, za to jest nim dziecko, które patrzy na Ciebie z załzawionymi oczami, oczekując wsparcia oraz miłości, bo właśnie ten rozbity kubek jest w jego maleńkim ciele ogromnym stresem oraz problemem. Czy warto mu pokazać, że ma rację? Czy warto pogłębić jego rozpacz oraz zafundować więcej stresu oraz strachu na tygodnie, miesiące, lata? Dzieci często nie słuchają nas nie ze złośliwości, lecz braku wiedzy i rozumienia ewentualnych negatywnych konsekwencji. Gdy upadnie, bo zbyt szybko biegało, potrzebuje przytulenia w bezpiecznych ramionach, a nie awantury. Gdy płacze, bo drugi rodzic znowu wrócił pijany do domu, potrzebuje wsparcia, a nie ignorowania i pretensji. To przecież bardzo ważne, by czuło się kochane nie tylko w dobrych monetach i wtedy, gdy jest grzeczne, lecz również w tych złych.
Oczywiście nie namawiam do tego, by mieć pretensje do swoich rodziców, że jakimś sposobem ukształtowali w nas te zbędne cechy – może oni swoje zachowania również skądś przejęli – aczkolwiek miło byłoby być pokoleniem, które przerwie tę niezbyt dobrze przędzoną nić po to, by zrobić jej lepszą wersję. Jest to zresztą temat, o którym można pisać i pisać, ale zostawmy to specjalistom w tej dziedzinie – nie ma jednak co udawać, że nie ma problemu tam, gdzie on jest, i im szybciej zdamy sobie z tego sprawę, tym lepiej dla nas. Trzeba mieć odwagę, żeby przyznać to przed samym sobą, a jeszcze większą, żeby zacząć nad tym pracować.
Ja wiem, jakie wyciągnęłam wnioski. Staram się być dobrym rodzicem dla swoich dzieci.. Rozmawiam, tłumaczę, nie robie afery o pierdoły i pamiętam (a przynajmniej się staram), że dzieci wiele słyszą i widzą, a zwłaszcza to, jak traktuję innych oraz jak zachowuję, gdy jestem zdenerwowana. Słucham je i akceptuję ich zdanie w miarę możliwości, mając nadzieję, że przez jakiś błąd nie zafunduję im problemów na przyszłość. Oczywiście nie ma co popadać w tej kwestii w paranoję, ale należy pamiętać, że dziecko to nie jest szczeniak, którego trzeba wytresować, póki jest małe, tylko jest człowiekiem z krwi i kości, które ma swoje uczucia, czuje ból, i nie potrafi radzić sobie z emocjami – a to my jesteśmy od tego, by pomóc mu przez to przejść i je tego nauczyć, a przynajmniej się starać.
Niestety nie zawsze jest to oczywiste.. Zastanawialiście się kiedyś nad swoim dzieciństwem i jego wpływem na Wasze dorosłe życie?
Mam taką książkę, gdzie właśnie wraca się do czasów dzieciństwa, by zrozumieć, że to co było może mieć wpływ na to co jest, uczy tez zrozumiec wszystko po kolei by było teraz łatwiej… Ale to trzeba przerobić kartkę po kartce.
Duzo siły kochana życzę
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję i Tobie również życzę dużo siły!
A co to za książka?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Możesz uzdrowić swoje życie
Louise L. Hay
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki!
PolubieniePolubienie
❤️
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Od niedawna i do mnie dotarło, jak wielki wpływ miało i ma zachowanie rodziców na całe nasze życie. Co więcej, dopytując się o ich dzieciństwo zrozumiałam i ich zachowania, które wynieśli z własnego domu. Wiele spraw traktuję inaczej, dużo rozmawiam z dzieckiem, zawsze szanuję syna i jestem, gdy potrzebuje wsparcia. Ale pewnie nie wszystko uda się wyprostować i niektóre kiepskie cechy we mnie zostały. Kiedyś rodzice traktowali dzieci bardziej surowo, mniej poświęcali im czasu. Miał być posłuch, a nie przyjacielskie relacje.. Robię wszystko, by to zmienić i wierzę, że Mały dla swoich dzieci będzie jeszcze lepszy.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zgadzam się z każdym Twoim słowem! Plus jest taki, że wiemy jak pewne zachowania rodziców zadziałały na nas i zdajemy sobie sprawę z tego, czego unikać. Mnie najbardziej przerażają często wypowiadane słowa „ja często byłem sam/mnie matka nie przytulała/mnie ojciec lał I ŻYJĘ” – tak, ta osoba żyje, ale na pewno ma problemy, z których albo nie do końca zdaje sobie sprawę, albo błędnie interpretuje ich pochodzenie. Co więcej, często pochwalają takie zachowania, bo „przecież teraz się wszystkim w dupach poprzewracało”. Ech..
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Kiedyś czytałam, że za swoje nieudane życie zbyt łatwo winić rodziców, bo tak najłatwiej. Tymczasem prawda jest taka, że trzeba brać odpowiedzialność za swoje błędy. Wiadomo, że wpływ rodziców na wychowanie jest duży, ale nie największy.
Zasyłam serdeczności
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Za nieudane życie pewnie zbyt łatwo, ja jednak piszę tylko o pewnych cechach, które ewidentnie wynikają z braku możliwości rozwoju emocjonalnego w dzieciństwie. I nie wyklucza to brania odpowiedzialności za swoje błędy. To jest sprawa zbyt indywidualna i osobista, by pisać o niej tak ogólnie, każda sytuacja jest inna. Również pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba