Prywata.

Hej, kochani.

Recenzje recenzjami, ale dawno nie pisałam, co u nas słychać – może dlatego, że w sumie nie było tego aż tak wiele. Dwa miesiące temu wymieniliśmy córce rurkę na mniejszą i rzeczywiście słychać ją trochę lepiej. Może nie jest to głośny i wyrazisty głos (nadal w większości słychać ulatujące powietrze i nie ma co oczekiwać cudów, podczas gdy jedna struna głosowa jest całkowicie nieruchoma), ale mała zaczęła w końcu gaworzyć, my zaczęliśmy ją słyszeć, a te fakty zmniejszyły ciężar naszego bagażu w podróży zwanej codziennością. Wbrew temu, co mówili lekarze, córka nie wymaga częstszego odsysania wydzieliny z powodu mniejszej rurki. Szczerze mówiąc ja nie zauważyłam pod tym względem żadnej różnicy. Mała jest sprytna i zaczęła zatykać ją sobie brodą, wiedząc, że może wtedy gadać i gadać.. 🙂

Mieliśmy w lipcu pewną stresującą sytuację. Zepsuł nam się ssak, gdy byłam z dziećmi na jeden dzień u siostry. Na szczęście po kilku minutach niemałej paniki zdołaliśmy odessać córce wydzielinę za pomocą odkurzacza oraz końcówki z „katarka” (przeznaczonego do odciągania dziecku z nosa w czasie choroby), do której podłączyliśmy cewnik. Udało nam się również załatwić na kilka dni ssak (bez akumulatora, ale jednak) ze szpitala, a my zakupiliśmy nowy, mniejszy i lżejszy, a co za tym idzie znacznie droższy. Jednak jest to kolejna zmiana na plus, ponieważ każde wyjście z domu stało się trochę wygodniejsze i lżejsze aniżeli z ssakiem ważącym 8 kg i szerokim na ponad 30 cm. Czasem dobija mnie to, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od tych urządzeń, filtrów (które lubią wypadać i lubią się gubić), cewników i tak dalej, jednak znajdujemy się w o wiele lepszej sytuacji niż rok temu i musimy doceniać każdą pozytywną zmianę. Nadal błądzimy po omacku, nie bardzo wiedząc, jak długo jeszcze to potrwa i czym się zakończy, jednak prawdopodobieństwo, że trafimy na ciernie wyraźnie się zmniejszyło. Gdzieś czeka na nas światło i wiem, że w końcu do niego dojdziemy.

Kolejna zmianą jaką zaszła w naszym życiu jest to, że syn poszedł we wrześniu po raz pierwszy do przedszkola i jestem pełna podziwu, jak szybko i łatwo się zaadoptował. Nie płakał, nie robił problemów i chętnie wraca do domu, gdy przychodzę po niego o 13 razem z córką. Muszę przyznać, że w ogóle go w tej kwestii nie doceniłam – należy do tych strachliwych, nielubiących zmian dzieci – ale zaskoczył nas jak najbardziej pozytywnie. Co prawda po półtora tygodnia zachorował i siedzimy znowu wszyscy w domu, ale.. już nie może się doczekać, kiedy wróci do przedszkola. Od dwóch dni mała również trochę kaszle, ale od razu pojechaliśmy do lekarza, więc jestem już spokojniejsza. Mam przy sobie potrzebne leki nie tylko na teraźniejszą sytuację, lecz również na ewentualne pogorszenie choroby, a w przypadku córki, która tak źle znosi przeziębienia, dużo to dla mnie znaczy.

Ech, ostatnio miałam gorsze dni, których nie miałam już bardzo dawno, a które nie wiadomo, skąd się wzięły.. Wcześniej wzięłam się za poprawianie książki i całe dnie uciekały mi jak z bicza strzelił. Poprawianie, pisanie recenzji, czytanie, zabawy z dziećmi, codzienne obowiązki domowe, treningi i… Chyba przegięłam z ilością zadań. Poczułam się przytłoczona i w pewnym momencie miałam tego wszystkiego dość. Z pewnością brak jakiegokolwiek odpoczynku od dzieci, które potrafią już nieźle zaleźć za skórę również robi swoje. Dużo się stresowałam, a ból wywołany niekontrolowanym napięciem mięśni twarzy nie pozwalał mi zasnąć. Przestałam pisać, poprawiać, czytać i ćwiczyć, bo zwyczajnie nie zdołałam się zmusić do wykonania którejkolwiek z tych czynności. Wrzucałam recenzje, które miałam napisane wcześniej, skupiłam się w większości na odpoczynku, dzieciach i.. Po dziesięciu dniach wróciłam do siebie – w końcu. Brakowało mi tego miejsca. Coraz bardziej odczuwam brak czasu, który mogę poświęcić wyłącznie dla siebie oraz wyłącznie dla siebie i męża, lecz z tym pierwszym przypadkiem chyba w końcu muszę coś zrobić, bo z drugim, tak jak wiecie, nie bardzo mogę (dopóki mała ma rurkę wszyscy inni boją się z nią zostać). Nadchodzące pory roku tylko temu sprzyjają, więc nie ma na co czekać, zwłaszcza, że pani psycholog, u której byliśmy z małą, stwierdziła, że depresja zbliża się do mnie wielkimi krokami. Nie mam pojęcia po czym mogła to poznać, bawiąc się z córką (chyba tylko po krótkim rozeznaniu dotyczącym naszej aktualnej sytuacji) – moim zdaniem jest w tym spora przesada – ale chętnie skorzystam z opcji spędzenia czasu bez dzieci. Swoją drogą, z badania, które trwało ponad dwie godziny, wyszło, że wszystko jest z małą w normie. Psycholog stwierdziła, że jest ona mądrą, bardzo ruchliwą dziewczynką posiadającą jedynie małe problemy z koncentracją, ale to raczej cecha wynikająca z jej charakteru, a nie tego, że urodziła się w 26 tygodniu ciąży. Pani doktor wysłała nas do neurologopedy, abyśmy uczyli się języka migowego. Jestem do tego trochę sceptycznie nastawiona, ale zobaczymy, co z tego wyniknje. Zatem.. wstajemy, otrzepujemy się i idziemy dalej. 🙂

14 myśli w temacie “Prywata.”

  1. W tym całym kołowrotku czas na odpoczynek i dla siebie staje się niezbędny by zachować równowagę.. Tylko właśnie o ten czas zawsze najtrudniej 😉 Cieszy mnie to światełko w tunelu, lżejszy sprzęt i trochę mniej stresu. I powodzenia życzę Wam jak najwięcej 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  2. Odpoczynek od dzieci – łatwo powiedzieć. To już nawet nie o brak czasu chodzi, ale o to, że Ty bez dzieci tak naprawdę nie odpoczniesz. Będziesz się zamartwiać, zwłaszcza córeczką i jeszcze większego stresu się nabawisz. Tak to już jest, niestety. Już lepiej w ciągu dnia wypracować rutynę, w której bezwzględnie musi znaleźć się czas dla ciebie.
    Życzę ci dużo zdrowia i spokoju, i całej rodzince wszystkiego dobrego.
    P.S. Ha! Jednak ten katarek do odkurzacza to niezawodny jest w każdej sytuacji 😀

    Polubione przez 1 osoba

  3. Trzeba znaleźć chwilę dla siebie, chociaż wiadomo nie jest lekko, ale jednak dzieciom potrzebna matka, która jest uśmiechnięta, wyspana, i ma energię. Także musisz odpoczywać kiedy się da. I tego życzę, więcej spokoju i kradzionych chwil dla siebie. Nawet mini chwil!

    Polubione przez 1 osoba

  4. Rozumiem doskonale, co przechodzisz, mój wnuk urodził się w 24 tygodniu z 2 punktami Apgar. Cały czas rehabilitacja, czyli 3 razy dnia rozbieranie i ćwiczenia w wodzie, uczenie, atakowanie bodźcami dały efekty. Kiedy miał półtora roczku usiadł sam bez przewracania. Dziś śladu nie ma, ale mam świadomość, że to dzięki włożonej pracy nie jest porażonym kaleką. Córka miała moją pomoc, ale i tak depresję leczyła, taki to stres.
    Pozdrawiam

    Polubione przez 1 osoba

    1. Jej, współczuję takich przejść, zarówno Twoja córka jak i wnuk to wielcy bohaterowie! Z pewnością jej praca jak i Twoja pomoc sprawiły, że wnuk jest zdrowym chłopakiem. Dobra robota!
      Tak, stres, zamartwianie się o dziecko i brak „normalnego” życia z pewnością sprawiły, że pojawiła się depresja.. Cieszę się, że to już za Wami. Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia!

      Polubienie

    1. Dziękuję.
      Nie, nie, magicy od głowy nie są dla mnie. Ćwiczę co drugi dzień przez godzinkę i to mi poprawia samopoczucie, ale gdy pisałam ten wpis to chyba potrzebowałam takiego totalnego nicnierobienia. Na szczęście już mi przeszło. 🙂

      Polubienie

  5. Jesteś mamą na medal, świetnie zorganizowaną i pracowitą, bo mimo nabiegania się przy dzieciach, jeszcze znajdujesz siłę i ochotę, by ćwiczysz co drugi dzień. Podziwiam i brawo!

    Dobrze, że jest u Was coraz lepiej – córcia ma mniejszą rurkę, lżejszy ssak ułatwiający wyjścia w plener; synek zadowolony z przedszkola. To cieszy. I oby dalej szło ku lepszemu, a będzie szło – gdy Ty znajdziesz więcej czasu dla siebie: na odpoczynek, nicnierobienie, sen – czego z całego serca Ci życzę.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz